- nowość
Jak już wszedłem na scenę, tak już z niej nie zszedłem - wywiad z Jackiem Borkowskim
Spotkaliśmy się z Jackiem Borkowskim, znanym polskim aktorem filmowym, telewizyjnym i teatralnym, a także wokalistą i prezenterem. W naszej rozmowie podzielił się On nie tylko swoją receptą na radzenie sobie z trudnymi, pandemicznymi czasami, ale i zdradził, jak odkrył w sobie żyłkę handlowca oraz gdzie chciałby odpocząć, gdy to wszystko na dobre się skończy.
Ostatni rok diametralnie wpłynął na życie każdego z nas, zmuszając do zmian w swojej rutynie, porzucenia niektórych planów, przystosowania się do nowej rzeczywistości. Jak pandemia wpłynęła na Pana życie w ogólnym wymiarze i które zmiany ją wywołane były najtrudniejsze do zaadaptowania się?
Dla mnie to nie jest zmiana, która wprowadziła mnie w pewnego rodzaju stan rozedrgania i niepewności. Przeżyłem stan wojenny, przeżyłem bojkot aktorski, okres bezrobocia również przeżyłem. Oczywiście przyczyna obecnej sytuacji jest inna, ale efekt bardzo zbliżony. Nauczono mnie aktywności zwrotnej i działania obronnego, przez co znów staram się przystosować do nowej rzeczywistości — szczególnie gdy posiadam określone obowiązki życiowe i rodzinne, nie mając dużo czasu na zastanawianie się. Wiemy, jak jest, nikt obecnej sytuacji nie mógł przewidzieć ani się do niej przygotować. Są lata tłuste i są lata chude. Przyjmuję, że przyszły lata chude i trzeba w tych chudych latach tak sobie radzić. Nauczyłem się pewnej rzeczy — nie mam co walczyć z rzeczami, na których nie mam wpływu.
Zatem to Pańskie życiowe doświadczenie pomogło się Panu do obecnej sytuacji przystosować?
Nie to, że przystosować. To jest bardziej kwestia akceptacji teraźniejszości, trzeba się w tym umieć odnaleźć. Jak był w latach 80. stan wojenny i nie można było nigdzie grać, to pozostawało tylko występowanie w teatrze. Jak wiadomo, w teatrze zarabiało się i zarabia się grosze, które nie wystarczają na nic. W ten sposób różne rzeczy człowiek robił, czasami się handlowało, potem się założyło wypożyczalnię kaset wideo, żeby przeżyć. Później otworzyłem sklep z pieczywem, też, żeby przeżyć.
Nie boję się zmian. W żadnym stopniu mi one nie przeszkadzają ani nie wpływa to na moje ego. Teraz też trzeba kombinować, choć wiadomo, że nie zapełni to luki, która powstała. Wiadomo, że nie mogę mieć żadnych koncertów, nie mogę występować, nie mogę mieć spotkać z publicznością, nie mogę grać w teatrze, pozostaje tylko plan zdjęciowy i to wszystko, co obecnie jest. Tutaj też nie ma nic pewnego, bo przychodząc na plan, może się okazać, że ktoś jest zarażony — i taka sytuacja też miała miejsce. Podchodzę do tego filozoficznie. Raz człowiek je suchą bułkę, a raz bułkę z masłem.
Pańska odpowiedź doskonale łączy się z moim kolejnym pytaniem — czy pomimo przygnębiającego wymiaru trwającej pandemii, znalazł Pan w niej jakieś pozytywne aspekty, wygospodarował czas na rzeczy, na które wcześniej nie było go wystarczająco?
Wie Pan, ja tego w ogóle nie oceniam w ten sposób. Ja nie mam charakteru, który łatwo złamać i nie jest mi łatwo się popaść w beznadzieję. Trzeba sobie czas wypełniać i nie mam z tym problemu. Mam dużo rzeczy do obejrzenia, mam dużo rzeczy do przeczytania, dużo mam do obgadania z dziećmi czy ze znajomymi. Na szczęście moje życie nie ogranicza się tylko do mediów społecznościowych.
A czy spośród tej wspomnianej nieformalnej listy rzeczy do nadrobienia jak np. zaległych książek, udało się Panu w ostatnich 10 miesiącach je wreszcie zrealizować?
Ja mam zwyczaj nieodkładania na później. Teraz boleję, że nie przeczytałem jeszcze niczego od Tokarczuk, ale generalnie zawsze jestem na bieżąco dlatego, że tego typu rzeczy wchodzą w ogólny system porozumiewania się, język, skojarzenia. Człowiek, który nie jest na bieżąco ze współczesną literaturą, z wydarzeniami i ogólnie popkulturą, to w pewnym momencie przestaje rozumieć pewne sygnały, wymianę myśli między ludźmi. Dlatego uważam, że człowiek, który chce normalnie funkcjonować między innymi, to musi ten poziom erudycji utrzymywać na lepszym lub gorszym poziomie, ale jednak jakiś musi on być. Mnie to łatwiej przychodzi, bo moje dzieci są w wieku, jakby to powiedzieć, wymagającym znajomości współczesnego sposobu komunikacji. One wymagają ode mnie aktywności i reagowania na otoczenie nie jak u sześćdziesięciolatka, tylko jak u najwyżej czterdziestolatka. Wtedy ja mam szansę zrozumieć, co one mówią, co one myślą, muszę znać młodzieżowe słowa i neologizmy.
Na jakich aktywności czy pasji realizację czeka Pan najbardziej, gdy będzie już możliwy powrót do naszego regularnego, codziennego rytmu życia?
Troszkę mi brakuje tej swobody przemieszczania się, bez myślenia, że muszę założyć maseczkę. Mam czasem takie napady, że wsiadam do samochodu i jadę na 2-3 dni nad morze. Obecnie przez ostrożność, unikając kontaktu ze zbyt dużą ilością ludzi, trochę się teraz tego unika. Przez rozsądek się człowiek hamuje i nie mam teraz pomysłów na wspomnianego typu dzikie wypady. Tym bardziej że… Nie wiem, czy oni ruszyli tam z tymi hotelami w rezultacie, czy nie?
Jeszcze nie, to cały czas sytuacja rozwojowa.
Widzi Pan, do tego jedzie Pan gdzieś, to nawet nic się nie zje, bo co, hot doga na stacji benzynowej?
Wspomniał Pan o anegdotach ze swojej kariery artystycznej i warto będzie ten wątek szerzej poruszyć. W Pana imponującej, bo w końcu sięgającej lat 70. ubiegłego wieku, karierze, miał Pan przyjemność zagrać w dziesiątkach ról w różnych produkcjach telewizyjnych, filmowych i teatralnych. Które z nich uznaje Pan za wyjątkowe?
Wie Pan, nawet 10 wywiadów można na ten temat zrobić, bo tyle tego było. To, co przeczyta Pan w internecie na temat mojej kariery, to jest może jedna dziesiąta wszystkiego. Kiedyś pamiętam, jak jedna pani dziennikarka tak się przygotowała, że poszła specjalnie do SPATiF-u, gdzie mają wykaz wszystkich ról teatralnych, filmowych i telewizyjnych, i na początku wywiadu mi taką bumagę rozwija. Ja się pytam, co to jest, a ona mówi „to wszystko, gdzie pan zagrał”. I pokazuje: „no, tutaj w 1976 roku zagrał pan to, w 1977 to, 1978 to…” i tak leci po kolei. Patrzę na ostatni numer, a tam jest może dwieście dwanaście czy dwieście trzynaście, a to było z dziesięć lat temu, więc od tego czasu do tej listy doszło ze dwadzieścia czy trzydzieści pozycji. Pokazując mi tę listę ról, pani dziennikarka się pyta „co ja tam”, a ja mówię, że „proszę pani, że ja w tym grałem, to nawet nie pamiętam, że to grałem”. Pierwszy raz na scenę wyszedłem w 1971 roku, czyli to pięćdziesiąt lat minęło. Bardzo wcześnie zacząłem i jak już wszedłem na scenę, tak nie zszedłem już z tej sceny.
Praktycznie mówiąc, jak zacząłem studia muzyczne czy później w szkole teatralnej, to też od razu występowałem, więc nie traciłem kontaktu z widzem i cały czas jestem aktywny zawodowo. Oczywiście, są filmy, które się wspomina, może troszkę traumatycznie. Sporo czasu spędziłem we Francji, bo dwa lata pracowałem tam w teatrze Marigny, i grałem w takim dużym filmie Passage, przy którym spadłem z 14 metrów, połamałem się, dobrze, że przeżyłem. Człowiek pamięta wybiórczo takie rzeczy, ale gdybym chciał teraz coś dokładniej, to jest to taka masa, że ja nawet nie pamiętam, w czym dokładnie grałem. W samym teatrze zagrałem ponad pięćdziesiąt premier, a ile tych filmów, które kręciłem w siedemdziesiątych latach, to już nie wiem, czy gdziekolwiek można je znaleźć.
Czasami coś tam puszczają na TVP Kultura o drugiej czy trzeciej w nocy, pamiętam, jak się budzę w nocy, telewizor włączony, a tam się ja drę, krzyczę, myślę „co to jest, co to jest za film?!”. Zorientowałem się, że to z Jankiem Fryczem żeśmy grali, i to też śmiesznie, bo on grał dowódcę oddziału Armii Ludowej, a ja grałem dowódcę oddziału Armii Krajowej. I wtedy, w tamtych czasach, w siedemdziesiątych latach, to Janek Frycz był ten dobry, a ja byłem ten zły. A teraz oglądam to, patrzę, i teraz wychodzi, że to ja jestem ten dobry. Tak czas zmienia interpretację tych rzeczy.
Tyle się tego nagrało, ja non stop jeździłem do Łodzi, do Wrocławia, już nie mówiąc o teatrach telewizji. Wie Pan, że ja jeszcze w ostatniej Kobrze zagrałem? Janek Bratkowski, taki reżyser robił, i była to ostatnia Kobra. Graliśmy z Kajtkiem Kowalskim, kto tam jeszcze grał... Była Ewka Żukowska, Duśka Trafankowska grała młodziutka. Oczywiście Bronek Pawlik też był… Takie rzeczy się zapamiętały. Już nawet nie wspomnę o tych dodatkowych historiach, o tym, co się robiło poza kamerą, bo się występowało w kabaretach, nie mówiąc o teatrze… Wie Pan, to było tyle tego, że nie umiem panu jednoznacznie odpowiedzieć.
Rozumiem, a zatem dobrze zrobiłem, że nie przygotowałem wypunktowanej listy Pańskich występów i nie wyliczałem, które Pan pamięta, a które nie.
Wie Pan, bo ja tego już po prostu nie pamiętam. Tamta Pani mówiła „tutaj widzi Pan, grał Pan w Rodzinie Połanieckich”. Ja myślę „przecież ja nigdy nie grałem w Rodzinie Połanieckich, a potem patrzę, faktycznie, coś tam grałem. I wie Pan, człowiek tego nie pamięta. Teraz jest troszkę mniej tego, bo wiadomo, z wiekiem ubywa ról, to jest normalnie i nie ma co się tutaj na nikogo gniewać, chociaż ja nie narzekam, bo cały czas coś robię. Wtedy, w tych siedemdziesiątych latach, to naprawdę się nie wychodziło ze studia albo z planu filmowego, to było dzień w dzień. To był „radosny Gierek”, pieniądze leciały, nikt nie liczył, taksówki fruwały, od rana do nocy balanga, plan zdjęciowy… Trudno to było nazwać planem zdjęciowym, człowiek po prostu jechał na jak na zabawę. Kierownik produkcji stawiał wieczorem kolację, żyć nie umierać. Takie były czasy.
Rzućmy okiem na TV Okazje, z którymi Pan współpracuje i dzięki czemu wielu naszych klientów usłyszało o naszym sklepie po raz pierwszy. Jak to się w ogóle stało, że zaczął pan współpracę z naszym sklepem?
Ponieważ ja się wychowałem głównie przy mojej mamie, a moja mama całe życie pracowała w handlu, ja całe swoje dzieciństwo spędzałem w sklepie lub na Bazarze Różyckiego i wie Pan, był handel. Generalnie, z dzieciństwa głównie pamiętam handel. Wtedy to się źle kojarzyło, a to po prostu było kupiectwo. Ja jestem przyzwyczajony do klientów, do promowania czegoś, została mi z dzieciństwa ta nutka handlowa.
Od lat siedemdziesiątych umiejętności sprzedawania nie zmieniły się, tylko środki przekazu są inne. Towar trzeba umieć we właściwy sposób zaprezentować i pokazać klientowi, czego może potrzebować, wywołać zastanowienie, czy aby ta rzecz, którą sprzedajemy, nie wypełniłaby jakiegoś fragmentu w jego życiorysie i wywołałaby przyjemności. Kiedyś robiliśmy to w kierunku posiadania, bo nic nie było, a teraz kupujemy dla przyjemności, jeżeli możemy i ma nam to sprawić przyjemność choćby przez chwilę, to należy sobie czasami taką radość zafundować. Na tym polega radość życia, żeby nie tylko pracować, ale i mieć chwilę większej lub mniejszej, ale jednak przyjemności. Nie zachęcam do konsumpcyjnego stylu życia, bo jest on mi obcy, sam kupuję rzeczy, które rzeczywiście są mi potrzebne i poza przyjemnością wprowadzą także element praktyczny do życia.
Widzę, że w TV Okazje są proponowane właśnie rzeczy, które poza przyjemnością właśnie ułatwiają lub usprawniają nam życie, jak na przykład mata masująca. Są też i rzeczy kolekcjonerskie jak numizmaty czy ładnie wydana Biblia, i to jako element o dużej wartości także emocjonalnej. TV Okazje oferuje te rzeczy utylitarne, na co dzień. Gama tych propozycji jest tak szeroka, że większość ludzi bez wysiłku, bez jeżdżenia, szukania po półkach, ma wyłożoną kawę na ławę, ma pokazany produkt w atrakcyjnej formie i jeżeli mu to pasuje, to ma zakupy w prostej formie. Szczególnie w sytuacji pandemii, unika kontaktu, unika autobusu, więc mamy dodatkowy atut.
Czy podczas przygotowywania się do spotów TV Okazje napotyka Pan jakieś szczególne wyzwania lub trudności?
Nie jest to Szekspir, nie jest to rola, pomaga tutaj sprawność estradowa. Nie mam z tym kłopotu, bo zacząłem swoją karierę od estrady, nie od teatru, więc mam dosyć dużą łatwość w nawiązywaniu kontaktów bezpośrednio z publicznością. Nie odczuwam przez to dyskomfortu, wręcz przeciwnie, miło mi się współpracuje. Tym bardziej że ekipa jest bardzo profesjonalna, każdy wie, o co chodzi, a scenariusz jest bardzo precyzyjny. Wszystko leży w sile przekazu, aby moje zaangażowanie było na tyle godne zaufania, aby widz, nie myślał, że popadam w bóg wie, jaki zachwyt, tylko konkretnie mówię, że coś się może przydać, jest funkcjonalne i dobre. Staram się równoważyć przekaz i być szczerym.
Domykając naszą rozmowę w piękną klamrę, chciałem jeszcze nawiązać na koniec do wątku odpoczynku. Wspomniał Pan, że lubi Pan czasem wsiąść sobie do samochodu i oderwać się od rutyny. Czy kiedy unormuje się już obecna sytuacja związana z pandemią, ma Pan takie miejsce, gdzie lubi Pan udać się na urlop? Jakie krajobrazy i miejsca dają panu wytchnienie?
Ja jestem wysokociśnieniowcem, więc góry odpadają. Najlepiej czuję się nad morzem, bo od strony samopoczucia tam zdecydowanie czuję się najlepiej. Nie lubię Morza Śródziemnego, bo to nie jest dla mnie morze, to jest zupa stojąca. Ja lubię, jak morze gada, jak sobie leżę, to je słyszę. Tę rolę albo wypełnia Bałtyk, który jest morzem gadającym i czuję się nad nim fantastycznie. Mam tam swoje miejsce w Sarbinowie, gdzie zawsze jeżdżę. A poza tym — chętnie bym odwiedził kilka miejsc, gdzie już byłem. Mam ochotę polecieć na zachodnie wybrzeże Ameryki Północnej. Vancouver, Los Angeles, w tę stronę bym sobie zrobił wycieczkę.
Chciałbym też raz, jeżeli się uda, zrealizować sobie swoje marzenie teraz w ogóle nieosiągalne. Dziesięć lat temu byłem bliski jego zrealizowania, już prawie skłaniałem się, by wyjechać na tydzień na karnawał do Rio de Janeiro. Bardzo chciałbym zobaczyć to widowisko na własne oczy, z tym że tak — tam jest pełno niebezpieczeństw. Żeby tam pójść, to trzeba pójść na taką lożę. Tam nie można wchodzić w ten tłum, bo to nie wiadomo czy człowiek wyjdzie z tego tłumu. Poważnie. Tę wycieczkę poprzednio już prawie chcieliśmy zrealizować, ale nie pamiętam, coś tam wypadło… Jakieś nagrania, nie mogłem odmówić, w każdym razie nie polecieliśmy i powiem Panu, że to mnie męczy. Strasznie bym chciał ten festiwal zobaczyć na własne oczy. W tym roku nie odbędzie się ze względu na pandemię, nie wiem jak w następnych latach, ale sprawiłoby mi to wielką frajdę zobaczyć te szkoły samby, które tam maszerują… Chciałbym zobaczyć to widowisko. To ma takie wyjątkowe elementy na naszej kuli ziemskiej, które kumulują się w ekstazę wolności, chciałbym chociaż przez parę dni coś takiego doświadczyć. Chciałbym to obejrzeć i chciałbym to poczuć. Nawet to zagrożenie, które tam występuje, dodaje kolorytu.
Dziękuję za rozmowę!
Zaloguj się aby dodać komentarz